Dwie wielkie wojny i straszliwe zbrodnie popełniane w imię zbawienia ludzkości odsłoniły współczesnym bezład dziejów. Podejmując próbę diagnozy współczesności porażonej pustką istnienia niniejsza książka pragnie przyczynić się do intelektualnej rehabilitacji wiary. Zebrane w książce eseje wyznaczają drogę od bezsensu zabijania do sensu modlitwy od terroru historii do Boga.
Mistrzyni poezji miłości, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, w sposób naturalny i piękny mówi o gwałtowności i delikatności uczuć. Używający palety różnych barw i odcieni - od radosnych, żartobliwych, przez nostalgiczne, po ciemne, katastroficzne - poetka snuje refleksję nad światem. Pyta o zagadkę istnienia. Istnienia, którego miłość jest najbardziej fascynującym i tajemniczym przejawem.
UWAGI:
Nota edytorska s. 395. - Nota bibliogr. s. 401-403. - Indeks.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
To nie są tylko nowe listy do Agnieszki. Nawet wręcz przeciwnie. W książce jest dużo listów. Jej do mnie, których oryginały znalazłam ostatnio w starej walizce z napisem Agusia. To jest właściwie powód powstania tej książki. Listy do Agnieszki pisałm przez piętnaście lat po jej śmierci, ale te z ostatniego roku wydają mi się ciekawsze, bo dotyczą spraw aktualnych. W książce jest też sporo zdjęć dotyczących tego, o czym piszę. Tamte, wzruszające, zblakły jak stary bibułkowy aniołek, ozdoba na choinkę, ale ich nie wyrzucę, bo nie powinno się działać pochopnie. [Hanna Bakuła]
UWAGI:
Il. również na wyklejkach.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Jadąc przez Banja Lukę, rozmyślałem o niej. Wśród, ruin, grobów i pól minowych. Rozmyślałem o tym, jak leży na wznak między Wschodem a Zachodem. Leniwa i senna. W tych nieśmiertelnych brzózkach. Na piachu. Dłubie nosie, kręci kulki i marzy o własnym losie. O przyszłym zamążpójściu, o dawnych gwałtach albo że pójdzie do klasztoru. W Banja Luce o tym myślę, gdy pada deszcz i szukam wylotówki na Chorwację, na Węgry, bo już wracam. Myślę o niej w Jajcu i myślę w Travniku. Jak się czasami przewraca na bok w tych wiekuistych brzózkach, w tych piaskach wieczystych, wspiera na łokciu i patrzy na widnokrąg, gdzie się podnoszą pokusy wielkich miast, brylantowe wieżowce, chorągwie z pięknymi herbami firm globalnych i gdzie światło lucyferycznie odbija się od chmur, składając w obcojęzyczne napisy głoszące chwałę nadchodzącego wyzwolenia, które niczym bezlitosna fala zatopi stare, a ocali nowe. Za to ją kocham. Za to patrzenie. Za to leżenie na boku. I sobie obiecuję, że jak tylko wrócę z tych beznadziejnych Bałkanów, to ją zaraz opiszę. Kilometr po kilometrze, hektar po hektarze, gmina po gminie, wymieniając te wszystkie nazwy jak zaklęcia, jak modlitwy, jak litanie, arko przymierza, domie złoty, wieżo z kości gdzieś koło Małkini, gdzieś koło Bełżca. [fragment tekstu]
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni